sennik. Komentarze (1) W snach ryby jawią się jako symbol szczęścia, pozytywnej energii, dostatku, pomyślności, czy płodności. Ryba to także symbol chrześcijański, oznaczający pokarm

Wiersz o wiecznym ruchu - analiza i interpretacja utworu Wisławy Szymborskiej "W rzece Heraklita" mgr Halina Raś - Homel mgr Lidia Chrzanowska Wisława Szymborska W RZECE HERAKLITA W rzece Heraklita ryba łowi ryby, ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą, ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie, ryba ucieka z oblężonej ryby. W rzece Heraklita ryba kocha rybę, twoje oczy - powiada - lśnią jak ryby w niebie, chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza, o najpiękniejsza z ławicy. W rzece Heraklita ryba wymyśliła rybę nad rybami, ryba klęka przed rybą, ryba śpiewa rybie, prosi rybę o lżejsze pływanie. W rzece Heraklita ja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna (choćby od ryby drzewa i ryby kamienia) pisuję w poszczególnych chwilach małe ryby w łusce srebrnej tak krótko, że może to ciemność w zakłopotaniu mruga? MODEL ODPOWIEDZI Analiza i interpretacja wiersza Wisławy Szymborskiej "W rzece Heraklita" I. Wstępne rozpoznanie całości: 1. wiersz o wiecznym ruchu, 2. wstępna hipoteza interpretacyjna: jest refleksją o obrazie mijającego bezpowrotnie czasu i ulotności ludzkich dokonań. II. Nadawca - adresat: 1. podmiot liryczny - obserwator i uczestnik rzeczywistości lirycznej, 2. kreacja podmiotu lirycznego: określona przez dwa punkty widzenia: a. zewnętrzny - "W rzece Heraklita ryba łowi ryby...", b. odśrodkowy - "ja ryba pojedyncza, ja ryba odrębna", 3. sytuacja liryczna: a. powszechność nieustających zmian, b. logika zmian związanych z ludzkim bytem i jej metaforyczny obraz: rzeka - ryby, 4. liryka filozoficzno - refleksyjna. III. Ukształtowanie wypowiedzi: 1. liryka pośrednia; autoironia pozwalająca na zachowanie dystansu wobec siebie jako uczestnika przemian, 2. tytuł zapowiada klucz interpretacyjny, 3. kompozycja podporządkowana słowom - kluczom: Heraklit - rzeka - ryba, 4. kontrast przeciwieństw i harmonii oraz indywidualizmu i zbiorowości, 5. absurd i niesprawiedliwość ze strony potężnej natury - wyznaczenie człowiekowi trwania zbyt krótkiego i epizodycznego, 6. język: a. metaforyka intelektualno - pojęciowa "W rzece Heraklita (-) ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą" b. powtórzenia podkreślają niezmienność sytuacji i przemian, c. czas teraźniejszy podkreśla uniwersalną wymowę utworu, d. czasowniki występują w 1 i 3 osobie liczby pojedynczej, co podkreśla sytuację podmiotu lirycznego (uczestnika i obserwatora). 7. poprawne posługiwanie się pojęciami: - podmiot liryczny, - monolog liryczny, - dominata kompozycyjna, - dystans, - autoironia poetycka. IV. Temat utworu: Pesymistyczne refleksje odnoszące się do współistnienia stałości i zmienności przemian; rozumna myśl kierująca światem. V. Przywołanie właściwych kontekstów oraz sposób ich wyzyskania w odczytaniu utworu: 1. nawiązanie przywołane bezpośrednio, myśl o zmienności bytu w utworze: Heraklit z Efezu, "pantarhei", 2. motyw nadczłowieka - twórcy i tworzenia "W rzece Heraklita ryba wymyśliła rybę nad rybami", 3. motyw tworzenia przez ścieranie się przeciwieństw, prowidencjalizm - koncepcja dziejów. VI. Interpretacja uogólniająca: W heraklitejskiej rzece czasu, rzeczy przeciwstawne łączą się tworząc harmonię. Z perspektywy zewnętrznej całość tę tworzą nie różniące się między sobą jednostki, zaś wewnętrznej każda z nich stanowi byt niepowtarzalny. Świadomość przynależności do świata materii (fizjologia, śmierć, instynkt, sztuka, piękno) prowadzi do pesymistycznych konkluzji. "Grzesznikiem jestem, wiem to przecie..." Francois Villon - przestępca, awanturnik, poeta. Franciszek Villon - prawdopodobnie Francois de Montcorbier (albo: des Loges). Urodził się w 1431 r, roku śmierci Joanny d'Arc. "Biedny i z lichego rodu", osierocony przez ojca, o którym tylko tyle wiadomo, że nie był zamożny. Wychowany został przez Guillaume'd de Villon, kanonika Saint - Benait - le - Bestourne', którego nazwisko przybrał. Bardzo zdolny łatwo zdobywa pierwsze stopnie uniwersyteckie. W 1452 r. zostaje magistrem sztuk wyzwolonych. Następnie podejmuje studia prawnicze, oczekując jednocześnie beneficjum kościelnego, ale więcej dba o to, aby się zabawić w gronie godnych kompanów, którzy pociągają go daleko na drogę występku. Z początku są to żarty bez znaczenia: ktoś zdjął po kryjomu szyldy sprzedawców, a Villon przypomina sobie umieszczone na nich nazwiska, z których potem stroi dwuznaczne żarty. Przesunięto kamień graniczny zwany "Pet au Diable", a Villon utrwala to wydarzenie w opowiadaniu przeznaczonym do powieści, która zaginęła czy może nigdy nie została napisana. Nie miałoby to żadnych poważniejszych następstw, gdyby nie wmieszała się w to straż i gdyby zaraz po zakończeniu wojny stuletniej scholarom i straży nocnej nie spieszyło się tak do wydobycia szpady. W czasie bójki ulicznej wywołanej przez księdza Filipa Sermoise Villon zabija swego przeciwnika. Wprawdzie ten przebacza mu umierając, ale sprawiedliwość urzędowa jest mniej łagodna i Villon musi szukać ratunku w ucieczce. W styczniu 1456 r. dzięki łasce króla otrzymuje zezwolenie na powrót do Paryża. Podobno miał poparcie wysokich osobistości. Guy Tabarie (ten sam, który jakoby ostatecznie przepisał opowiadanie a Pet ua Diable), Colin z Cayeux, który był "powieszony i uduszony" i jakiś Petit Jean, zawodowy włamywacz dokonuje wyprawy na Kolegium Nawarskie. Villon, który był inspiratorem tego czynu, ograniczył się do czuwania na straży. Kradzież dokonana około Bożego Narodzenia 1456 roku została wykryta w marcu dopiero następnego roku. W maju odnaleziono winnych. Tabarie wyznał wszystko i wydał współwinowajców. Poeta uciekł pozostawiwszy jako pożegnanie Legaty (Lais) stanowiące jakby szkic Testamentu. Oznajmiał w nim, że wyjeżdża do Angers, aby uciec przed niewierną kochanką. W rzeczywistości zamierzał dokonać nowego przestępstwa, tak przynajmniej utrzymywał Tabarie. Przez kilka lat Villon błąkał się po gościńcach środkowej Francji. W 1458 roku przebywał na dworze Karola Orleańskiego w Blois. W 1461 roku odnajdujemy go w więzieniu w Orleanie. Odzyskał wolność z okazji przyjazdu księcia do miasta. Jakie przestępstwo było powodem następnego uwięzienia? Nie wiemy. Ale pierwsze zwłoki Testamentu mówią dostatecznie jasno o niewinności i głębokiej urazie do biskupa Thibaut d'Aussigny, który trzymał poetę "całe lato" w srogim więzieniu w Meung-sur-Loire. Drugiego października 1461 roku, w związku z przyjazdem Ludwika do małego miasteczka, więzień odzyskuje wolność. Wycofawszy się w okolice Paryża, wykańcza w pierwszych miesiącach 1462 roku swe arcydzieło, Testament. Pod koniec tego samego roku powraca do miasta, co okazuje się niedobrym pomysłem, znowu bowiem uwięziono poetę za kradzież, przypomniano też sobie dawna sprawę włamania do Kolegium Naworskiego. Uwolniony Villon wkrótce dostaje się ponownie w ręce sprawiedliwości w następstwie bójki, której zresztą był tylko świadkiem, ale ciąży już na nim awanturnicza przeszłość. Dawnych protektorów już nie ma w mieście, władza królewska przywraca porządek, nie ma już miejsca na pobłażanie. Prawdopodobnie niewinny Villon zostaje skazany na śmierć. Na skutek apelacji sąd zmienia decyzję. Wyrokiem z dnia piątego stycznia 1463 roku skazano poetę na 10 lat wygnania. W trzy dni później Villon opuszcza Paryż na zawsze. Tradycja, o której wspomina Rabelais głosi, że wycofał się on do Saint - Maixent, aby organizować tam przedstawienia pasyjne "w wykonaniu języko mieszkańców Patou". Czyżby poeta - kryminalista realizował w ten sposób swoje postanowienie, o którym tak mówi: Grzesznikiem jestem, wiem to przecie, A jednak nie chce Bóg mej śmierci, Lecz, bym inaczej żył na świecie. Niestety, ta tradycja jest niewątpliwie tylko legendą. Twórczość Villona jest ilościowo niewielką. Legaty (Lais) składają się z 320 wierszy i stanowią szkic Testamentu liczącego 2023 wiersze. Poezje różne (Poesis dierses) liczą ich ponad 600, jeśli się pominie ballady pisane żargonem złodziejskim. Tę zwięzłość można uważać za zamierzoną przez poetę, który wykazywał skądinąd skłonność do wielomówności. Dlatego też często wysuwano kwestię jednolitości kompozycyjnej utworów Villona. Co do Legotów odpowiedź jest prosta. Villon musiał skomponować jednym tchem te 40 strof, w których produkuje temat kochanka - męczennika, wykorzystując tradycyjne ramy groteskowego Testamentu, aby pozwolić swej fantazji na tworzenie satyrycznych "Legatów", wydaje się że tu słowo porywa za sobą myśl. Temu zdradzonemu kochankowi, perwersyjnie zmysłowemu nie dane jest uczucie prawdziwej, ludzkiej czułości. Jest głęboko przywiązany do Guillaume'a de Villon, jeszcze bardziej kochał swoja matkę. Villon cierpi nad tym, że ojciec się go wyrzekł i czyni go odpowiedzialnym za swą nędzę i niepowodzenie. Przyjaźni szukał wśród pospólstwa, wśród dziewcząt "których gębusie wyszczekane wielce". Miał litość dla chorych, w znacznie mniejszym stopniu dla niewiadomych, ale średniowiecze zawsze się wyśmiewało z tego kalectwa. Przede wszystkim jednak myśli o towarzyszach swego przestępczego i lekkomyślnego żywota. Zwraca się do tych nicponiów - "dzieci porzuconych. Które są zarazem znalezionymi" i zapisuje im balladę pełną roztropnych rad, ostrzega w ich gwarze, którą zna doskonale: "jeśli oszukujecie w grze, albo jeśli pozwalacie sobie na gwałt, uważajcie na własną skórę", Im więcej czytamy Villona, tym bardziej stajemy się wrażliwi na walory jego poezji i tym silniej poddajemy się oddziaływaniu jego osobowości. Villon jest poetą zarówno dzięki swojemu poczuciu honoru i zmysłowi satyrycznemu jak i liryzmowi, który jest już nowoczesny. Villon człowiek słaby, grzeszny, przestępca opuszczony zarówno przez tych, którzy go przywiedli do upadku, jak i tych, którzy go mogli lub powinni byli ocalić, często - zda się powtarzać nieśmiałym szeptem pytanie Czy mnie kochacie? Czy naprawdę mnie kochacie? Niestety. Poeta mógłby tylko odpowiedzieć sobie słowami, które uczynił tytułem swej poezji jego daleki brat Guillaume Apallinaire. Czyż bowiem twórczość Villona nie jest również, przynajmniej w części "piosenką niekochanego". Twórczość Villona stanowi najwyższe osiągnięcie liryki francuskiej późnego średniowiecza. Ściśle związana z jego życiem, jest szczerym wyznaniem w którym wspomnienia ziemskich uciech łączą się z pełną grozy wizja śmierci, głównie dzieło to: Wielki Testament (1461, wyd. 1789, wyd. polskie w 1917 roku) - obszerny poemat przeplatany balladami i rondami. Tutaj zaczyna Wilon testować. LXXXVI Item, me ciało grzeszne zdaię Ziemi, wielmożney rodzicielce; Robactwo się ta niem nie naie, Głódie przyimie żyzne łono; Co z ziemi, w ziemię się obraca; Wszelka rzecz, słusznie mówią pono, Chętnie do swego mieścca wraca. CLXXVII Item, chcę, aby na mym grobie Tę, co tu podam, zwrotkę małą W dość znacznym kształcie y sposobie Spisano; (...) CLXXVIII TU LEGŁ, Z AMORA DŁONI SROGIEY, Z SRCEM BOLEŚNIE SKALECZONEM, ŻACZYNA LICHY Y UBOGI, CO BYŁ FRANCISZKIEM ZWAN WILONEM; ZIEMI NIE POSIADŁ NI ZAGONA, ODDAWAŁ WSZYSTKO: CHLEB, KOSZYCZEK, STÓŁ. ANO TEDY, ZA WILONA, ODMÓWCIE BOGU TEN WIERSZYCZEK: RONDO DAY BÓG SPOCZYNEK ZASŁUŻONY, ŚWIATŁOŚĆ Y POKÓJ WIEKUISTY TEMU, CO PŁUGA ANI BRONY NIE POSIADŁ, NI KOSZULI CZYSTEY; NAGI, DO SKÓRY OGOLONY, NA SPOSÓB RZEPY OBŁUSZCZONEY DAY BÓG SPOCZYNEK ZASŁUŻONY! SROGIM WYROKIEM PRZEPĘDZONY, WBREW APELACYI UROCZYSTEY, W SAM ZADEK CELNIE UGODZONY, BŁĄKAŁ SIĘ TUŁACZ WIEKUISTY. DAY BÓG SPOCZYNEK ZASŁUŻONY... Przełożył Tadeusz Żeleński (Boy) Bibliografia: 1. J. Adamski Historia literatury francuskiej 2. J. Starnawski Średniowiecze Opracowanie: mgr H. Raś - Homel mgr L. Chrzanowska

W zimie gdy nie ma mrozów i są cieplejsze dni, ryba też żeruje na napływie. Łowiłem je w wtenczas na głębokości 1 – 1,5 metra!, podczas gdy na zapływie kompletnie nie brały. Jeżeli stan wody jest wysoki, wybierajmy napływ, ponieważ jest płytszy. Przy dużym wietrze, zarzucajmy z wiatrem ( jest łatwiej ).
Przedmiot został zarezerwowany, sprzedany lub Sprzedający zakończył publikację ogłoszenia. O przedmiocie Książka posiada uszkodzony róg okładki oraz otarcia okładki. Stan: Używany Okładka: miękka Rok wydania: 1998 Tytuł: Czytać w rzece. Rozumieć ryby Autor: Wacław Strzelecki Wydawnictwo: Pagina Seria wydawnicza: historie krajów i narodów Stan: Używany Okładka: miękka Rok wydania: 1998 Tytuł: Czytać w rzece. Rozumieć ryby Autor: Wacław Strzelecki Wydawnictwo: Pagina Seria wydawnicza: historie krajów i narodów Oferty sponsorowane Kultura i rozrywka Książki i Komiksy Poradniki i albumy Pozostałe
Weronika Papiernik. Nie tylko w Odrze giną obecnie ryby - w ostatnich dniach wędkarze odkryli liczne śnięte ryby w rzece Saale (Soława) w Saksonii-Anhalt. Może mieć to związek z awarią w zakładzie przemysłowym - informuje we wtorek portal RND. Wędkarze odkryli setki martwych ryb w rzece Saale w pobliżu Bernburga w Saksonii-Anhalt.
A jak jest z Linem czy z Jaziem ? . Mi jak łowiłem dwa Jazie takie po 25 i 27 cm udało się złowić ale wypuściłem . Miałem przerwę w łowieniu na tym zbiorniku i zmiany jaki zostały wprowadzone nie bardzo rozumiem , więc lepiej wolę się zapytać niż zrobić coś niezgodnie z obowiązującymi przepisami . Czy mam rozumieć że wymiar jaki można zabrać na zbiorniku (Ożanna) to Karp 35 – 70 cm , Sandacz 50 –70 cm Szczupak 50 – 80 cm , a Lin , Jaź i inne ryby to zgodnie z regulaminem RAPR . Jeszcze jedna sprawa mnie interesuje a mianowicie od Stycznia do Listopada Karp , Lin , Szczupak , Sandacz zgodnie z regulaminem RAPR 3 sztuki łącznie można zabrać , a od 1 Listopada do końca roku po jednej sztuce łącznie można zabrać ? Jeżeli ktoś jest dobrze poinformowany o takich zmianach to miło by było aby coś szerzej napisał na ten temat i z góry dziękuję .
W związku z poprawą stanu wody w rzece wojewoda dolnośląski poinformował o zezwoleniu na połów ryb w Odrze. Rozporządzenie w tej sprawie wchodzi w życie w piątek o godzinie 15.
Czy spławik dorównuje niezwykle popularnej na ostrogach gruntówce? Jak poradzić sobie z prądem płynącym w kółko? Gdzie zbudować stanowisko i jaki obszar klatki wybrać na łowienie? No i wreszcie jak łowić na rzece z główki? Zapraszam na ostatnią czwartą część artykułu poświęconego rzecznemu łowieniu spławikiem z główek. Na główce z głową! napływ, zapływ, czy środek przestrzeni? wybór stanowiska na napływie i zapływie metoda połowu technika połowu Ponieważ zagadnienia w/w są ściśle ze sobą powiązane, omówione zostaną we wspólnej części. A więc jak łowić na rzece z główki? Normalnie, ponieważ nienormalnie też się da, poza tym najlepiej na spławik i z głową. Tak, tak, tak, to chyba oczywiste, dla niektórych farsa, ale ma to swoje logiczne uzasadnienie. Podczas wędkarskich wypraw nad swoją ukochaną drugą żonę Odrę przekonałem się wielokrotnie, że spławik nie dorównuje gruntówce, ale ją przewyższa bijąc o głowę i jest to nadto z mojej strony eufemistycznie napisane. Spławik sygnalizuje mikro brania, które nigdy nie wskaże fedder. I ten fakt jest wystarczającym powodem, by po niego sięgać pod warunkiem, że mamy dobry wzrok i chęci do machania. O ile skuteczny rzeczny spławik, który sprawdzi się na każdej ostrodze, możemy kupić sobie w sklepie, czy w jakiś sposób ustrugać z korka, to mądrej głowy nie znajdziemy w sprzedaży na sklepowych półkach, a bezmyślną i leniwą jedynie możemy ustrugać wariata, niż wywnioskować coś sensownego. To przykre ( a może to i dla ryb dobrze ), że wielu nie umie czytać rzeki ( klatki ) w momencie, gdy sama aż o to się prosi, czy rozkłada przed nami jak dzika łania. Natomiast zadziwiające jest to, że cechy dobrego i złego wędkarza łowiącego z ostrogi są dokładnie takie same, a jedynie subtelności i umiejętności, poparte i ukształtowane przez zrozumienie wykonywanych czynności i zachodzących procesów w basenach między ostrogami są odpowiedzialne za różnice. Na brak brań czasami zwyczajnie nie mamy wpływu, lecz na logiczne, sensowne myślenie i wynikające z nich prawidłowe poczynania już tak. Są wędkarze, którzy potrafią sami myśleć, nieważne jak. Ale są też tacy, za których ktoś myśli. Owi nie połapią ryb z ostróg chyba, że przypadkowo, ponieważ nie umieją przyswajać zdobywanej wiedzy. Korzystanie z niej jest sztuką i umiejętnością, którą trzeba się wyuczyć jak jazdę samochodem, wpasowując do zaistniałych problemów, ponieważ rzeka bardzo często manewruje nas w pole, nie mówiąc o rybach. Myślenie to ciągły, powtarzający niekończący proces. W pierwszej części artykułu zwróciliśmy uwagę na wybór ostrogi. Okazuje się, że główka główce nierówna ( bo nie może być inaczej ) i nie chodzi tu wyłącznie o cechy anatomiczne, ale żywieniowe. Każdy zakręt rzeki posiada gorsze i lepsze klatki, a ta dobra to niekoniecznie piękna, duża, spokojna, czy głęboka przestrzeń. To nie wyściełany kwiatuszkami brzeg, o komfortowych warunkach stanowiskowych, ale taka, w której w naturalny sposób o d k ł a d a się rzeczny, niesiony nurtem pokarm. i jak tu zbudować stanowisko? Warunek powyższy spełnia w zasadzie każda ostroga, niemniej jednak są niuanse dające wyższą ocenę niektórym. Przekonałem się o tym wielokrotnie, że te najlepsze są zaraz przy pierwszym zakręcie i go kończące, z prostej przyczyny: tam pokarmu z uwagi na prawa rzeki jest dużo. Ryba nie wie o naszej wyprawie do niej i nie czeka gotowa na aport byle gdzie, lub w umówionym miejscu na wędkarza, który jej łaskawie coś tam jak psu do pyska rzuci, bo akurat chce w tym pasującym mu miejscu klatki łowić. Uzależniona jest od chimery rzeki. Wiedza o tej osobliwości, powinna p r z y m u s i ć myślącego wędkarza do wyboru na tak, lub nie danej ostrogi i kropka. Mam przykre doświadczenia z selekcją pod przymusem główki ( jedyna wolna, albo może być ). Co prawda nawet do tej teoretycznie „najgorszej” jesteśmy wstanie przyzwyczaić ryby, ale będzie to miało miejsce wówczas, gdy syto i długoterminowo będziemy regularnie i hojnie ją nęcić, żeby przyzwyczaić je do miejscówki. A na to większość nie będzie mieć czasu i grosza, z drugiej strony nie ma sensu obficie nęcić bez gwarancji, że jutro w tym samym miejscu połowimy. Tym samym posiłkować trzeba się tym, co niesie natura rzeką, a dodatkowo z potęguje nasza zanęta. Wobec powyższego są klatki, które w mojej ocenie nawet nie zasługują na skromną uwagę. Nawiasem mówiąc, wyjątek od wszelkich reguł mogą stanowić główki „śmieciowe”, w których naturalnego pokarmu ( raczej oferty z tablicy Mendelejewa ) jest więcej niż zazwyczaj, gromadząc do wyżerki ryby. śmieciowe główki Doprawdy trudno zrozumieć, według jakiego wzoru rzeka nanosi wszelkie farfocle akurat na którąkolwiek, a z takiej łowiąc mamy żniwa. Nie raz widziałem jak pod taką pianą buszowały ryby, co prawda drobnica, ale na coś to wskazuje. Na pozostałych zwracajmy uwagę na rodzaj dna, a więc na kamienie, żwir i glinę, raczej wykluczając te strasznie zapiaszczone, na których gromadzi się drobnica dla drapieżników. A w ogóle najlepsze klatki są tam, do których dojazd samochodem jest utrudniony lub niemożliwy, przez co nie są eksploatowane, dzikie i prawie zawsze wolne. Widać stąd wyraźnie, że w miejscach dostępnych dla każdego, wybór ostrogi jest bardzo ograniczony, a silna presja czy konkurencja wędkarska wymusza wcześniejsze zaplanowanie wyprawy na główkę chyba, że będziemy liczyć na szczęście, inaczej o taką upatrzoną trzeba powalczyć. Żeby na koniec nie ocierać łez warto zdobywać się na wysiłek, by liczyć na udany sukces, a ten będzie wtenczas, jak osiągniemy wynik maksymalnie możliwy do osiągnięcia w danym dniu. Druga część artykułu miała podtekst erotyczny. Zwracała uwagę na dezabil ostrogi. Nie chodzi o danie upustu dziecięcej fantazji, lecz o wnioski ze specyficznego układu prądów krążących w kółko, które powstają przez napierający na zalaną część ostrogi nurt, jak i zawady denne. Dla niektórych prądy nie mają żadnego znaczenia, dla innych są zmorą nie do pokonania, czy udźwignięcia sprzętem wędkarskim, a tak naprawdę są korzystne i kluczowe. Prowadzi to do konstatacji, że występujący wartki prąd klatkowy, jest sprzymierzeńcem dla łowiącego wędkarza, aniżeli wrogiem. A ten, gdy chce się tu odnaleźć, lub nie gościć stale na jeziorach, musi go zaakceptować, a nawet z nim zaprzyjaźnić za pan brat. Ryby podchodząc do stołu żerują właśnie pod prąd, doskonale sobie z nim radząc, ponieważ nanosi im w pyska pokarm i jest wymuszonym, stałym czynnikiem w trybie ich życia. Tak ustawiają swoje ciało, by z tego kierunku wypatrywać pokarmu i atakować go. Takie są generalia, których nikt nie zmieni i ustawi po swojemu. Dodatkowym atutem owego prądowego podania do stołu, jest brak czasu bliższemu przyjrzeniu się przynęcie ryby w szczególności, gdy atakują ją stadem w silnym- szybkim nurcie, wobec powyższego wybaczy w pewnym stopniu drobne nieprawidłowości wędkarza przy budowie zestawu. Wielu uważa, że łowić z ostrogi należy tam, gdzie woda płynie spokojnie, równo, czy stoi. Owszem tak można, jeśli w grę w chodzi rynna, do której nanoszony jest pokarm przez prądy wsteczne, czy w ogóle lokalny charakter rzeki jest leniwy. Inne terytoria mogą okazać się stratą czasu i lepiej darować je sobie na starcie, ponieważ nawet najbardziej interesująca klatka, ma swoje dobre i złe miejsca. Musimy szukać ryby w prądzie, obojętnie jakim- dużym, czy małym. To da nam możliwość podprowadzania przynęty wprost, pod rybie pyska. W zasadzie w nim samym, to my nie mamy za wiele pracy ( mam na myśli prezentację przynęty ), poza częściową kontrolą zestawu i jedną, do tej pory niezastąpioną sztuczką wędkarską zwaną: przytrzymaniem zestawu, która tu sprawdza się kapitalnie. Krecią robotę zrobi za nas prąd tj.: obierze kierunek płynięcia zestawu i go poprowadzi naturalnie ze swoją siłą, zgodnie z zadanym kierunkiem i przy okazji do odkładającego się w danym momencie rzecznego i naszego z zanęty pokarmu, a więc w rybie jadaczki. Sednem jest odczytanie przyszłej trasy przepływu rzuconej na haczyku przynęty w szczególności w części napływowej, która jest trudniejsza technicznie dla wędkarza, aby prawidłowo ją zanęcić i owocnie łowić. Musimy sobie uzmysłowić, że woda w rzece ( w klatkach ) nie płynie prosto jak po szynach, ale zakręca i żeby mogła wykonać ten manewr, coś ją do tego musi zmusić, od czegoś odbić, czy z czymś zderzyć. To prądy ( uciąg ) przeniosą nam zanętę w powstałym po zderzeniowym kierunku, a my przynętą i spławikiem będziemy chcieli pływać dokładnie w tym samym miejscu nad kulami, czy w rozmyciu, a nie daleko. Z uwagi, na ustawicznie stale przekręcający się kierunek prądu, wspomniana owa trasa przepływu zestawu będzie przypominać sinusoidę i mieć wiele rozgałęzień, nawet ze swego źródła – wstawiania spławika. Co więcej, obławianie w miarę spokojnego obszaru rynny zapływowej, przypomina widoczne na ekranie komputerowego monitora różne korytarze na niebie dla samolotów lub tzw. popularne drzewko. Wstawiany spławik z przynętą nieprzerwanie w to samo miejsce, ze względu na stale zmieniające się przez główny nurt kierunki prądu wstecznego, nie zagwarantuje nam regularności płynięcia spławika po tym samym torze ( linii ) trasy, jak to ma miejsce na prostym odcinku rzeki. Wiedza o tym stałym zjawisku powinna nam uświadomić, iż ciężko będzie kontrolować zestaw, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwie- naprowadzając go na tą samą linię. Lepiej sobie ten manewr w niektórych miejscach klatki odpuścić i nie wymuszać modyfikacji trasy, a minimalnie szerzej zanęcić, by pozwolić zestawowi poddać się naturalnemu prądowi. Przynęta wówczas będzie płynęła naturalnie z jego duchem, a rybie zaoszczędzimy głowienie się, co to za cudak płynie i pozwolimy jej przejść od razu do natarcia. Trasę przepływu zestawu na zapływie i napływie ilustrują poniższe dwa schematy: Natomiast strona napływowa to w ogóle odlot. Tu spławik dryfuje podporządkowany prądowi, który stale się przeinacza- raz w lewo, raz prosto, a raz w prawo, za chwile wiruje i prezentuje jakby był na “koksie”. Chcąc sprostać wyzwaniu strony napływowej, należy nie tylko odczytać kierunek prądów w raz z trasą przemieszczającej się zanęty, ale także wziąć poprawkę, na występujące zawirowania i powierzchniowe blaty, które to zakłócają ten kierunek, niejednokrotnie podtapiając i przymuszając spławik do płynięcia w odwrotnym kierunku, niż wynika to z kierunku prądu wstecznego. Czasami obserwacja powierzchniowych prądów na niewiele się zda, ponieważ liczy się ten prąd, który jest pod wodą w części przydennej, w której będzie pływał ołów i haczyk, a ten w klatkach, potrafi być przeciwny do prądu na powierzchni, o czym świadczy częstokroć „zamarcie” zestawu w wartkim prądzie, uwidocznionym mocnym przechyłem spławika niewynikającego z zaczepu. W tej okolicy napływu nie możemy się rozłożyć i łowić byle jak i gdzie popadnie. Inaczej zostaniemy strasznie ukarani. By uzyskać wystarczające odpowiedzi, konieczne jest przed łowieniem i wybraniem ostatecznego miejsca na napływie, bliższe przyjrzenie się wodzie i zaobserwowanie, jak wlewa się do basenu i rozchodzą w niej prądy wsteczne, a krótko przed wyborem stanowiska i nęceniem, popływanie kilkakrotnie zestawem w zamierzonym obszarze łowienia, ażeby sprawdzić możliwy scenariusz wydarzeń zachowań spławika i całego konglomeratu, w raz z trasą jego przepływu wyreżyserowanego przez prąd celem, bycia gotowym na różny rozwój wypadków i obranie techniki, taktyki, a także wybranie pola nęcenia i wyselekcjonowanie najwłaściwszego z możliwych stanowiska. Już kilkakrotne przepłynięcie spławikiem uświadomi nam, jak ograniczone pole manewru do kontroli zestawu serwuje nam strona napływowa, której to my musimy się podporządkować i jak wielu zadaniom należy sprostać, by nad tym wszystkim zapanować i poukładać. Przekonamy się później również, że ryby w części napływowej nie biorą jedna za drugą w tym samym miejscu, ale w różnych jego częściach, za sprawą rozmycia. To wszystko zależy od wykształconego prądu w danym momencie, który stale się przeinacza i przenosi drobiny zanęty w różne miejsca. Dlatego dopuszczalne, a nawet wskazane jest zanęcenie napływu dość szerokim pasem, ( czytaj sinusoidą ) po trasie przepływu spławika, znacznie szerszym od nęconej strefy rynny na zapływie, unikając centralizacji zanęty chyba, że wyjątkowo zależy nam na ustawieniu ryby w szczególności, gdy będziemy chcieli łowić je tyczką w krótkim pasie. Wówczas trzeba poszukać miejsca na napływie, które stanie się polem łowienia, a zestaw będzie pływał czysto od lewej strony do prawej, lub odwrotnie, albo tak się na brzegu ustawić, by ten zamierzony cel osiągnąć tyczką. Notabene, nie każdy napływ idealnie spełnia ten warunek i przy tym wybrane pole nie zawsze będzie najlepszym miejscem napływu. Inaczej spotkamy się z niedogodnością stałego spływania spławika do przodu lub tyłu, taka kontrola zestawu stanie się uciążliwa lub prawie niemożliwa, a wędkowanie tyczką będzie przypominać łowienie batem. Zresztą i tak, co któreś wstawienie, prąd poprowadzi nam spławik zupełnie na odwrót, po swojemu, nie tam gdzie chcemy. Natomiast obszerne zanęcenie napływu jest wskazane, by ułatwić sobie łowienie batem lub bolonką. Takie na pozór uwłaczające logice poczynanie da nam gwarancję zanęcenia całej jego strony przez prąd, a nie wyłącznie wybranej części, bez zmartwień na brak brania, na wypadek opuszczenia zestawu poddanemu mającego tu miejsce chaotycznemu prądowi, poza teoretycznie upatrzoną i wybraną strefę połowu, a to będzie zdarzać się, co chwile. Przy tych dwu metodach, na taki stały rozwój wypadków możemy sobie jak najbardziej pozwolić. Zresztą, przy przepływance nie mamy wyjścia, a to jedyny sposób na rozgałęzienia trasy. Nie musimy, co chwile trafiać zestawem w to samo miejsce startu. Najnormalniej siła napływowego prądu zrobi swoje, zanęci i ustawi szerzej ryby, a rozpostarty pas leżących na dnie kul, zagwarantuje nam bardzo szerokie ich rozmycie i bez względu na to gdzie będzie pływał zestaw, spotka zanęcone i rybne dno. Najtrudniejsze ogniwo układanki ma miejsce z wyborem stanowiska na napływie i regionu połowu. Oba źle wytypowane zniweczą sukces. Ów wybór podległy jest wyciągniętym wnioskom z obserwacji wody, a usiąść trzeba na tyle prawidłowo, tudzież wygodnie, aby efektywnie poradzić sobie sprzętem, jaki mamy do dyspozycji, z wszelkimi prądami i zawirowaniami występującymi w obfitości. I tak, jeśli stwierdzimy, że woda rozmytego warkocza wyraźnie wlewa się do napływu na podstawę główki, a tylko jej niewielka część na szczyt ostrogi, prawdopodobnie lepiej będzie obrać sobie za cel ten teren klatki, do którego woda się kieruje i nanosi prosto pokarm ku brzegowi i wybrać stanowisko, pozwalające swobodnie manewrować konglomeratem w zaistniałym prądzie. tu woda wlewa się na podstawę główki W przypadku ewidentnego odbijania się wody od szczytu główki, wprost do koryta rzeki ( najczęstsze przypadki ), lepiej będzie obławiać warkocz i okolice, w raz z konsolidującymi z nim prądami wstecznymi, a za stanowisko obrać miejsce, które „pogodzi” płynącym zestawem te dwie przestrzenie, pozwalające łowić swobodnie raz w warkoczu, a raz w prądzie wstecznym, tudzież wygodnie wędkarzowi. Niezwykle istotną racją do całości układanki napływu, jest poznanie miejsca narodzin ( jeśli tak to można nazwać ) prądu wstecznego ( doświadczenie z butelką ) w szczególności, gdy odległość jednej ostrogi od drugiej nie jest na tyle duża, że sięgniemy go zestawem. Trzeba dobrze przyjrzeć się warkoczowi na napływie i nieco dalej tam, gdzie staje się bardzo rozmyty i poszukać charakterystycznego miejsca, gdzie woda formuje młynek i obrazuje, czy odzwierciedla leżącego bałwana, która wyglądem go przypomina, strasznie kręci i wyraźnie kieruje jej część na środek klatki ku brzegowi ( poniższy schemat ), zamiast do ostrogi. Trudno za każdym razem według wzoru wytypować to miejsce lub miejsca, których na jednej klatce może być na raz kilka! Powyższy schemat umiejscawia je dowolnie, a na tym samym basenie może być po środku, by za chwilę znaleźć się bliżej strony napływowej, a później dalej. To wszystko zależy od stanu wody, umiejscowienia ostrogi, jej wielkości, głębokości i lokalnego miejsca. Celowo nie podaje odległości od brzegu. Czasami jest to kilka, a innym razem kilkanaście, czy kilkadziesiąt metrów i z każdą sekundą i minutą ewoluuje. W czym problem? Istnieje ryzyko złego zanęcenia napływu. Wystarczy lekkie przerzucenie bałwana, lub trafienie w niego kulami zanętowymi, a skutkuje to natychmiastowym odprowadzeniem powstałym prądem 95% naszej zanęty nie tam gdzie trzeba na napływ, lecz wprost na środek klatki, a tylko pozostałe 5 % na napływ. Skutkiem powyższego będzie ustawianie się ryby w zupełnie innym miejscu, z dala od oczekiwanego z godnie z ruchem powstałego prądu. W następstwie tego zamiast połowić na napływie, odprowadzimy ryby na środek, nie tam gdzie zamierzaliśmy, nieświadomi błędnego zanęcenia, wyrabiając sobie złe zdanie o napływie i miejscówce, lub przeświadczymy się, że w Polsce tylko ryby nie biorą. Niestety, na stronę napływową, ba na każdy napływ osobnej klatki trzeba znaleźć sposób i się go wyuczyć, a z tym poradzą sobie bardziej doświadczeni wędkarze. Jeżeli na dodatek weźmiemy pod uwagę zawady denne występujące licznie w klatkach na napływie, łowienie będzie przypominać pobojowisko z polem minowym, z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Wówczas nad przeszkodą wystarczy lekko przytrzymać zestaw jak się da, by uniknąć zaczepu. Idealnym wręcz łowiskiem jest klatka, o dwóch krótkich ostrogach po lewej i prawej, gdzie z podstawy jednej z nich lub ze środka brzegu, zestawem sięgniemy warkocz i okolice, z wielopostaciowymi prądami i wirami. Trudno wymarzyć sobie lepsze i prostsze miejsce do połowu. Obławiać możemy dowolnie, czym chcemy, a wędkowanie podobne jest do prostego odcinka rzeki, lecz nie zawsze, przy czym w takich okolicznościach warto pozwalać zestawowi poddać się pod występujący w danym miejscu prąd, nawet w ten przeciwny do kierunku nurtu. Napływ to wyższa szkoła jazdy, ale niezwykle skuteczna jeśli myślimy o wysokich wynikach. Trzecia część artykułu kierowała uwagę na znaczne różnice głębokości. Okolice warkocza to najgłębsze miejsca w rzece, nawet głębsze od głównego nurtu, w szczególności zaraz przed jak i za ostrogą. Rozbieżności te potrafią wynieść nawet kilka metrów. I tylko rynna przy opasce jest wstanie konkurować głębią z główką. Wynika to z napierającego na ostrogę nurtu na zakręcie, który wypłukuje popularne doły lub inaczej głęboczki, które najgłębsze są na zapływie. Ale potrafią być od tej reguły wyjątki. Napływ będzie głębszy od zapływu tam, gdzie główki są umiejscowione na prostym odcinku rzeki. Zdarzają się takie przypadki i miejsca w rzece, które znam osobiście. Nawet w samym basenie różnice są kolosalne i w żaden sposób klatka nie przypomina równego blatu, który dla leniwych wędkarzy jest marzeniem. Przepraszam za określenie, ale wszelkiego rodzaju półki czy dołki są fantastyczne, bo w nich lub koło, potrafi czaić się ryba, a my musimy tylko znaleźć na nie sposób. Niestety klatka klatce nierówna, więc występujące dysharmonie potrafią być znaczne. Dlatego trzeba nauczyć się patrzenia na rzekę przez pryzmat wody, bez wstępnego badania gruntomierzem każdej napotkanej na swojej drodze klatki. Poza tym metr metrowi w nich nie równy. To sprawia, że poważną udręką staje się odpowiednie dobranie gruntu tak, by haczyk pływał tuż przy dnie, jak i na nim samym w każdym napotkanym na swej trasie przepływu miejscu. Dotyczy to najbardziej bolonki, którą po klatce możemy pofruwać i dosłownie postawić spławik w każdym miejscu, ale bat czy tyczka miewa na niektórych basenach podobny problem. Wykluczam wybór odległościówki, która radzi sobie najgorzej, ale przy niskim stanie wody jak ktoś bardzo chce i potrafi, to czemu nie. Nie sztuką jest mocne przegruntowanie zestawu. Owe postępowanie skazane jest na zbyt częste zahaczanie głównym ołowiem o zawady denne, w konsekwencji zamarciem pod wodą spławika i nawet całkowitym uziemieniem zestawu, grożącym na pewno jego zerwaniem w kamieniach i utratą. Co prawda przegruntowany zestaw dopływający z wypłycenia do np. głęboczka znosi różnice w głębokościach i ustawia spławik we właściwej pozycji, ale najpierw prąd musi go tam pociągnąć i gwarantuje, taki zestaw raczej nigdy tam nie dopłynie, a musimy zrozumieć, że najlepsza metoda na rzeczne klatki to przepływanka z przytrzymaniem, a tylko sporadycznie łowienie na tzw. leniwca. Jak więc należy właściwie ustawić i dobrać grunt przy przepływance, by ryzyko zaczepów zmniejszyć do minimum i zniwelować różnice zestawem? Nie ma złotego środka na wszystkie problemy. Poza tym zestaw nie ma pilota, za którego sprawą automatycznie pod wodą zmniejszymy czy zwiększymy grunt. Ja nauczyłem się i proponuję wyrównywać te różnice długością przyponu z pilotem, czyli śruciną sygnalizacyjną ( jedną lub kilkoma ). Jak to rozumieć? W pierwszej kolejności należy ustalić gdzie i w jakim obszarze, pasie zamierzamy łowić. Przy czy nie jest wskazane obranie sobie za cel pływanie spławikiem po całej klatce w kółko, ale określonego odcinka kilku, lub kilkunastometrowego, na którym wspomniane różnice nie będą zbyt duże. Następnie zbadać głębokość na trasie przepływu od zamierzonego początku i końca. Różnica w głębokości, to dodatek do długości naszego przyponu, który powinniśmy wziąć pod uwagę, powiększony jeszcze o zapas 10-30 cm, na powstający pod wodą łuk zestawu i zamierzone krótkie, bądź dłuższe przytrzymanie. W większości wypadków będzie oscylował w okolicy 0,7-1,5 metra. Taka budowa zestawu, ujednolica w wodzie płynącemu zestawowi różnice w głębokościach i pozwala zapanować nad dysonansem. Daje to nam gwarancję pozostawania przynęty w okolicach dna, na którym skupia się największa ryba, bez znaczenie czy zestaw znajdzie się na płytszej, czy na głębszej wodzie. Długi przypon ma dodatkowo inny atut. Nadaje pływającej na haczyku przynęcie jej naturalne zachowanie, co nie pozostaje bez znaczenia dla ryb. Jedynym „minusem” jest zbyt późne sygnalizowanie brania przez spławik i jego pierwsze przytopienie jest najczęściej jego ostatnią fazą. Sposobem na to utrudnienie jest mądre i zimne oko. Należy szybko zacinać przy pierwszym ruchu spławika, by się nie spóźnić, determinowane rodzajem przynęty. Trzecia część artykułu zwracała jeszcze uwagę, na łowienie ryb na ich stanowiskach, a nie tam gdzie byśmy sobie życzyli, jak w koncercie życzeń. Kierowała uwagę na okolice warkocza i rynny zapływowej. Co te dwa miejsca mają w sobie, że przyciągają ryby? Ma to związek z ich życiowymi wymaganiami, czego rezultatem jest ta predylekcja. Jeśli więc będziemy próbować je łowić z ominięciem ich preferencji, na darmo nam ich szukać. Dlaczego i jak to ogarnąć rozumem? Otóż, podstawowym zapotrzebowaniem na utrzymanie życia ryb jest pokarm. W całości ustępuje on miejsca innemu pragnieniu- bezpieczeństwu, które zajmuje miejsce przed żerem, a jego poważanie tym bardziej wzrasta im większa i starsza jest ryba. Jednakże pokarm pobiera ryba podczas okresowego rytmu życia, podczas gdy poczucie bezpieczeństwa jest stałe, a więc całodobowe. Tymczasem nieodzownym i najważniejszym postulatem ryb jest tlen, którego w łowisku ( rzece ) w ilości gatunkowi zadowalającym ma wystarczyć. Z tych przyczyn, wszystkie te wymienione potrzeby spełnia warkocz i okolica, czyniąc to rozległe miejsce łowiskiem wręcz doskonałym. Tu ryba czuje się jak w domu, przez to jest mniej czujna. Wskutek tego łowimy je zawsze w ich własnych domostwach. Natomiast rynna zapływowa spełnia trochę inne zadanie. Ryba podczas swojego rytmu, albo zwabiona zapachem opuszcza miejsce zamieszkania, udając się na żerowiska, które są ich drugim adresem. Jeżeli stan wody nie jest wysoki, oscylując koło stanu średniego ( normalnego ) rynna, obok okolic napływu, też staje się żerowiskiem. Nią płynie niezjedzony pokarm z napływu, rozwijają się wszelkiego rodzaju ślimaki, woda trochę się uspokaja, z tej racji powinna poza okolicami warkocza, stać się dla nas potencjalnym miejscem połowu. Jak tu łowić? Wyborem stanowiska na zapływie będzie nie zawsze szczyt ostrogi, ale jej część środkowa, czasami podstawa. Pozwoli to nam łowić w pierwszej fazie strefy środka rynny, a w drugiej fazie okolic warkocza i za każdym razem, kiedy tylko chcemy dowolnie przytrzymywać. Na taki obrót wydarzeń najlepiej nadaje się bolonka, którą możemy popływać od kilku do kilkunastu ( kilkudziesięciu ) metrów, mająca znacznie większą przewagę w zasięgu nad tyczką. Nie warto siadać u podstawy ostrogi ( wyjątek krótka ostroga ) gdy chcemy wybrać za strefę całą rynnę do warkocza, a ostroga jest bardzo długa. Najzupełniej możemy nie widzieć atenki spławika na oddalonym zestawie, a co najgorsze nie poradzimy sobie z odpowiednim dobraniem gruntu. Ale tak naprawdę wybór konkretnego miejsca na zapływie i regionu połowu, zależy w głównej mierze od sprzętu, jakim dysponujemy. Tyczka daje najmniejsze możliwości obszarowo, ale jest najbardziej precyzyjna. Długi bat nieco zwiększa w płytszej wodzie ten zasięg ( wszystko zależy od głębokości rynny i głęboczka ), a bolonką łowimy i podprowadzamy zestaw gdzie chcemy. Z tej przyczyny, wybór stanowiska na zapływie jest uwarunkowany od możliwości posiadanego sprzętu, zamierzonym wyborem regionu połowu i różnic w głębokościach. Dlatego czynników w pływających na to kryterium jest cała kupa. Poniższe schematy ilustrują możliwy wybór stanowiska i strefę połowu do tyczki, bata i bolonki. Najtrudniej łowi się w samym warkoczu. Wymaga on bardzo dużego doświadczenia, umiejętności i dobrego wędziska. Zestaw musi być na tyle ciężki, aby przy przytrzymaniu, które ma mieć miejsce co chwilę w raz z popuszczaniem, haczyk był w okolicach dna. Trzeba nauczyć się odróżniać przytapianie spławika od brania. Nęcimy ciężkimi kulami wprost w warkocz tak, by pływać zestawem nad nimi i tuż za nimi. Warto wyuczyć się połowu tutaj, ponieważ spodziewamy się największych ryb. Jednakże przy wysokim stanie wody, żerowiskami potrafią być i są przybrzeżne płycizny, tym samym niekoniecznie ich domostwa. Przeto złowić je można nie tam, gdzie na pierwszy rzut oka logika wskazuje. Toteż uważam, że należy kierować się następującą dewizą: Im wyższy stan wody, tym można pozwolić sobie łowić dalej od warkocza, im niższy stan, tym bliżej warkocza. Dotyczy to zapływu jak i napływu. Natomiast bardzo niski stan wody, zmusza ryby do opuszczenia swoich domostw. Klatkę za dnia, możemy wtenczas sobie odpuścić. Jedynie w nocy ryba wpływa do brzegów. Obławianie wynikające z logiki dołów, głęboczków, rynny, czy choćby warkocza nie przynosi spodziewanych plonów, a wielu głowi się gdzie rybę wywiało. Daleko, z dala od brzegu. Kto łowił przy niżówkach, ten wie, o czym piszę. Ryba wtenczas migruje nie za „chlebem”, a tlenem. Warto szukać wówczas ryby ze szczytu ostrogi ( wszakże nie tylko przy niżówkach ), tuż za warkoczem na granicy nurtu, miejscu potencjalnie dobrze natlenionym. Właśnie w takich okolicznościach ogromną rolę i pożytek odgrywają zawady denne, nie zawsze te pojedyncze, ale ich mnogość, które sprawiają, że woda na powierzchni bełta się, zmieszana z powietrzem natlenia. Tuż za nimi i w okolicy ryba znajduje swoje ostoje. Znalezienie takiej, to wytrzaśnięcie zbiorowego siedliska, wtenczas droga do sukcesu jest bardzo bliska. Stanowiskiem staje się szczyt ostrogi, strefą połowu okolica warkocza w nurcie. Nęcimy jak na prostym odcinku rzeki pamiętając, że ostroga sięga daleko pod wodę, skutkiem tego zanętę kładziemy w zależności od regionu połowu głęboko w napływ, lub zaraz w zapływ nurtu. Bynajmniej nie z każdej ostrogi z najdziemy ryby, w takim razie trzeba być tego świadomym. Puenta z trzeciej części jest następująca: Nie da się powiedzieć ot tak po prostu: Tu z główki, na klatce łowi się leszcza, tu krąpia, tam brzanę, tak klenia, a tam płotkę. Wszystko zależy od kapryśnej rzeki, na którą nie ma mądrych. Mając to na uwadze, w rozważaniach posłużyłem się uogólnieniami popartymi wieloletnią praktyką, żeby wystarczyły do naszych wędkarskich potrzeb. Stąd trafne uogólnienie, że ryby łowimy w warkoczu, okolicach i rynnie. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że ryba nie obiera za granice te tereny i kurczowo się ich nie trzyma. Na zakończenie trzeba jeszcze odpowiedzieć na ostatnie dwa pytania: kiedy łowić z napływu, kiedy z zapływu? od czego to zależy? Ad1. Z pewnością wielu z Was spodziewa się jakiejś bardzo precyzyjnej odpowiedzi. Nie wiem czy takowa istnieje, choć przyznam, są niuanse, które warto wziąć pod uwagę. Napływ jest pierwszym miejscem, na który nanoszony jest rzeczny pokarm, tym samym teoretycznie jest najlepszy, ale technicznie do rozpracowania najtrudniejszy. Zapływ ma nam do zaoferowania poza okolicami warkocza rynnę, która jest nieco spokojniejsza, lecz głęboka. Trzeba przyznać, że jedna i druga strona potrafią być nieobliczalne i przynoszące plony. Nie zmienia to faktu, iż zawsze, kiedy tylko chcemy, możemy łowić tu, lub tam. Nie ma żadnych wypracowanych reguł, które wyraźnie wyróżniałyby którąś ze stron. Ad2. Wybór należy do wędkarza zależny od: jego umiejętności, zrozumienia wykonywanych czynności i procesów zachodzących w basenach, czasami wiatru, pory roku, dnia, stanu wody, temperatury, usytuowania ostrogi, a także od gatunku i kaprysu ryby. Jak widać, zależności bardzo złożonych i ściśle powiązanych ze sobą jest całe mnóstwo, z którymi nie poradzi sobie nawet komputer. To, które miejsce ryba obierze za żerowisko, czy swój dom, zależy przede wszystkim od niej samej i jej trudnego do zrozumienia gustu, a nie nas. Żadna najlepsza zanęta tego nie zmieni. A ponieważ o gustach się nie dyskutuje, nie przekonamy ryb na którąkolwiek stronę. Każda, nawet ładnie z wyglądających stron, ma swój dobry i zły czas. Przekonać możemy się tylko indywidualnie, a teoria podana na talerzu w niczym nie pomoże. Czasami lepiej łowi się na napływie, a innym razem odwrotnie. Wiosna i jesień to wskazanie na napływ. W szczególności w jesieni leszcze w pływają na przybrzeża napływu. W upalne dni ryba szuka wytchnienia, dlatego schodzi głębiej, ale nie zawsze. Lato- bez znaczenia. W zimie gdy nie ma mrozów i są cieplejsze dni, ryba też żeruje na napływie. Łowiłem je w wtenczas na głębokości 1 – 1,5 metra!, podczas gdy na zapływie kompletnie nie brały. Jeżeli stan wody jest wysoki, wybierajmy napływ, ponieważ jest płytszy. Przy dużym wietrze, zarzucajmy z wiatrem ( jest łatwiej ). Pamiętajmy to tylko teoria, która w tym samym czasie nie musi się sprawdzić nawet na następnej ostrodze, nie mówiąc o lokalnym miejscu, województwie, czy innej rzeki. Ryba to też „człowiek”, organizm żywy, a nie matematyka, gdzie według podstawionego wzoru obliczymy jej preferencje, a klatka ( strona ) to nie taca, do której sięgamy po ryby jak po słodycze. Celowo opisuję złożoność problemu, bo nie ma jednoznacznej odpowiedzi na zadane pytanie. Najlepiej jest samemu wszystko sprawdzić w swojej okolicy, popróbować, ponieważ każdy odcinek rzeki to swoiste indywidua. Wybierając napływ na swój region połowu, musimy być świadomi ograniczeń jakie niesie i swoich umiejętności, bo jest tu skutecznie łowić wielką sztuką. Ale raczej nigdy nie zawodzi. To już koniec rzecznemu łowieniu z główek. Mam nadzieję, iż nieco przybliżyłem niektórym, w szczególności początkującym adeptom powyższy temat. Zdaję sobie sprawę, że cztery części nie odpowiedziały na wszystkie możliwe nurtujące pytania, a niektóre zagadnienia nawet bardziej skomplikowały, a inne uprościły. Niektórzy mogą załamać się skalą i stopniem tematu. Uwierzcie, łowienie z główek jest na tyle proste, co trudne. Braki w umiejętnościach, zrozumieniu i technice są w głównej mierze przyczyną niepowodzeń. W swoich rozważaniach, starałem się opisać wszystkie swoje przeżycia, jakich doznałem szlifując wędkarstwo na rzecznych ( odrzańskich ) i zaledwie niektórych ostrogach. Wychodzę z założenia, iż lepiej jest poznać dobrze jedną, dwie, trzy główki, niż skakać z jednej na drugą. Nikogo też nie chcę na siłę przekonać do swoich racji, jako że ja też jestem tylko omylnym człowiekiem. Najnormalniej takiego łowienia na klatkach doświadczyłem, a co się nauczyłem i sprawdziłem- opisałem. To powinno skłonić początkujących do skorzystania z gotowych podpowiedzi, a tych, którym ta wiedza nie wystarcza, czy się z nią nie zgadzają, do poszukiwania innych alternatyw, a przede wszystkim do wyuczenia się swoich metod połowu, do czego wszystkich zachęcam. Z wędkarskim pozdrowieniem. Grzegorz Grabowski
W związku z wystąpieniem zjawiska śniętych ryb na rzece Ner na terenie powiatu łęczyckiego i poddębickiego (woj. łódzkie) nie ma powodów do paniki, a sytuacja jest pod stałą kontrolą
Wędkarstwo Forum Branża wędkarska na forum Książki - grupa miłośników dobrej lektury 2013-02-10 / 11 odpowiedzi książki Wacława Strzeleckiego Czytać w rzece rozumieć ryby,może ktoś ma ,przeczytał i chciałby sprzedać lub pożyczyć bo nigdzie nie moge znalezć tej książki. rysiek38 Ale mi zadałeś temat,sam bym chętnie poczytał ..poprosze moją byłą(niezła hakierka)pewnie to wytropi na necie (2013/02/10 17:54) JOPEK1971 książki Wacława Strzeleckiego Czytać w rzece rozumieć ryby,może ktoś ma ,przeczytał i chciałby sprzedać lub pożyczyć bo nigdzie nie moge znalezć tej tylko jedną książkę tego autora Rzeczne,nawet takową posiadam.;-) (2013/02/10 21:17) SZUWARdragon2 książki Wacława Strzeleckiego Czytać w rzece rozumieć ryby,może ktoś ma ,przeczytał i chciałby sprzedać lub pożyczyć bo nigdzie nie moge znalezć tej zmienna jak kobita!Sam moze sie nauczysz? (2013/02/10 23:28) rysiek38 SZukalem i zero efektó a temat mnie zainteresował ,co prawda znalazłem coś ale za opłatą,poszperam jeszcze (2013/02/11 22:52) cudak Witam,Jestem również zainteresowany tą książką, czy komuś udało się coś ustalić, zdobyć ? (2013/03/29 14:39) Kondiro jeżeli chodzi o książkę Strzeleckiego "Wędkarstwo rzeczne" to ja kupiłem na alledrogo, obecnie czytam rozdział o łowieniu płoci. Stary wolumin ale to co piszą w periodykach tematycznych było już znane dwadzieścia kilka lat temu (2013/03/29 14:45) JOPEK1971 jeżeli chodzi o książkę Strzeleckiego "Wędkarstwo rzeczne" to ja kupiłem na alledrogo, obecnie czytam rozdział o łowieniu płoci. Stary wolumin ale to co piszą w periodykach tematycznych było już znane dwadzieścia kilka lat temuTo jeden z niewielu podręczników który powinien być w biblioteczce wędkarza,Marek Szymański też bzdur nie pisze w swojej książce Wędkarstwo Spinningowe które polecam,bo Marek to świetny myślący spiningista nie tylko się że książki nie napisał Maciek Jagiełło,na pewno był by hicior. (2013/03/29 14:58) cudak jeżeli chodzi o książkę Strzeleckiego "Wędkarstwo rzeczne" to ja kupiłem na alledrogo, obecnie czytam rozdział o łowieniu płoci. Stary wolumin ale to co piszą w periodykach tematycznych było już znane dwadzieścia kilka lat temuZ tą książką nie ma problemu. "Mocno" poszukuję książki pt. "Czytać w rzece, rozumieć ryby" Wacława Strzeleckiego (2013/03/31 14:44) marciano witam,czytać w rzece rozumieć ryby, wędkarstwo rzeczne czy wędkarz i rzeka to jedna książka Wacka Strzeleckiego tyle że chyba wydana w rożnych latach i ewentualnie rozszerzona posiadam tą ostatnia - naprawdę książka godna polecenia i bardzo ciekawie napisananiestety obecnie siedzę w Anglii ale jak wrócę na wakacje to napisze i mogę pozyczycpołamani kija koledzy (2013/10/20 22:00) u?ytkownik16322 Człowiekiem który przed górą 30 paru lat namówił mnie do powrotu nad wodę był śp. wujek mojej żony imiennik Wacława Strzeleckiego ( ponoć znał go osobiście ) mawiałWędkarstwo Rzeczne- nader niebezpieczne Wacław Jeziorowe - nieszczęście gotowe- Tadeusz są klasycy Polskiego wędkarstwa. Mam obydwie pozycje w swojej wędkarskiej oddam za Chiny i zostawię wnuką w wodę tak mawiał wujek Wacek. Wszystkoco jest w tych ,,bibliach " wędkarstwa zgadza się z tym czego nauczył mnie ten stary człowiekWszystko w - moczykij od uuuuuu i jeszcze trochę lat. (2013/10/21 17:32) pafcio0 Tutaj dostępna: (2015/03/22 12:49) Wędkarstwo wiadomości Sklep dla wędkarzy
W sobotę z Neru, na granicy powiatów łęczyckiego i poddębickiego, wyłowiono ponad 200 kilogramów śniętych ryb. Śnięte ryby znaleziono w rzece Ner na terenie województwa łódzkiego pod
Praca, przekraczająca zazwyczaj 8 godzin, rodzina i jej potrzeby (stąd wieczny brak kasy), często wiek i zdrowotne dolegliwości - wszystko to sprawia, że ulubionej rozrywce, rekreacji czy pasji nie możemy poświęcić wiele czasu, a jeszcze mniej pieniędzy. Stąd i nasze, bardzo częste - powiedzmy szczerze - niedostatki w sztuce wędkowania, za które miłość własna każe nam winić sprzęt. A tylko częste "moczenie kija", pozwoli nam - jak pisał Wacław Strzelecki - "czytać rzekę i rozumieć ryby". Bez tysięcy prób i porażek, nieczęstych sukcesów, nie staniemy się profesjonalistami pełną gębą, umiejącymi między innymi także odróżnić sprzęt lepszy od gorszego. I tak koło się zamyka. Dlatego posłuchajmy wskazówek i rad na temat, jak określić swoje potrzeby, jak odróżnić sprzęt zły od dobrego, jakie cechy powinien posiadać sprzęt dobry i po czym poznać ten gorszy. Dodajmy do tego osobiste predyspozycje, doświadczenia i nawyki, abyśmy nie dali się zwieść marketingowemu bełkotowi, jakiego pełno w reklamach otwartych i ukrytych. Starajmy się być znawcami sami dla siebie, zbierając najmniejsze okruchy wędkarskiej wiedzy i uzupełniając swoją wiedzę, wiedzą innych. I kilka informacji otrzymanych ostatnio od JMK na temat zamierzonego cyklu. Obejmie on około 7 do 10 odcinków o wędziskach, kilka (około 3 - 5) o kołowrotkach oraz 1-2 o pozostałym sprzęcie (haczyki, żyłki itp.). JMK zaznacza, że są to tylko jego zamiary i przewidywania. Osobiście jestem jednak trochę przerażony zakresem opracowania autora i jego (sądząc po treści odcinka drugiego), jakby nadmiernie akademickim podejściem do tematu, mogącym znudzić mniej dociekliwych czytelników Nie spodziewałem się również, że aż tyle uwarunkowań może mieć wpływ na moje wędkowanie. Jednak dobrze pamiętam, że kiedy przed wielu laty jeszcze łowiłem tylko na spławik lub grunt zawsze dziwiłem się że najwięcej ryb udawało mi się złowić na stary, "wylatany", ruski teleskop, jednak przerobiony trochę pod moje, intuicyjnie wyczuwane wymagania, a nie na zarzuconą obok, nową, podobno markową (?) karpiówkę. Po przeczytaniu poniższego tekstu zaczynam odrobinę rozumieć, dlaczego? Ale oddajmy z powrotem głos autorowi. Hilary Jałoszyński Kryteria wyboru wędziska Opracowany przeze mnie na tę okazję test przedstawia się następująco. Pierwszy rodzaj uwarunkowań składa się z dwóch elementów: po pierwsze, to charakter i cechy wędkarza oraz po wtóre, charakter i cechy łowiska. Bez ich rozpatrzenia i odpowiedzi na wynikające problemy nie ma właściwie sensu praktycznego rozpatrywanie cech jakościowych wędziska, które składają się na drugi rodzaj uwarunkowań naszego wyboru czyli testu. Punkty testowe określam w następującym wymiarze i za poszczególne cechy: Cechy wędkarza - do 25 punktów. Obejmują one predyspozycje mentalne i umiejętności taktyczno-techniczne oraz oczywiście czysto fizyczne możliwości wybierającego wędzisko. Cechy łowiska - do 20 punktów. Zawierają one ograniczenia i wymogi najczęściej odwiedzanego, czy preferowanego łowiska lub jego konkretnego typu, np. rzeki z minimalnym lub dużym uciągiem, głębokiego jeziora itp. itd. Łowienie z łodzi, lub brodzenie po płyciznach a także łowienie z brzegu w trudnym (np. zarośniętym) terenie, to kolejne typowe przykłady do rozważań. Razem część pierwszą, nazywam ją, koncepcyjną określiłem na max 45 punktów. Na część drugą, o charakterze jakościowym składają się następujące kryteria: Materiał i konstrukcja wędziska - do 15 punktów. Składają się tutaj oceny takich elementów jak materiały, konstrukcja blanku, złącza, rękojeść i w konsekwencji wyważenie statyczne, wyważenie dynamiczne i rozłożenie masy. Wartość użytkowa wędziska - do 15 punktów. Pojęcie to stanowi relację między wagą wędziska, jego długością i praktycznym zakresem stosowanych przynęt (czytaj: obciążeń) i stąd wynikająca automatycznie ocena takich terminów, jak ugięcie wędziska, szybkość jego akcji i praca w różnych fazach wędkarskich działań. Wartość przelotek - do 10 punktów. Do oceny bierze się tutaj pod uwagę twardość pierścieni i pozostałe ich cechy: wielkość, materiał, konstrukcja ramek oraz stopki. Rozmieszczenie przelotek - do 5 punktów. Oceniamy w tym przypadku liczbę przelotek, ich umiejscowienie oraz jakość omotek lub innego typu zamocowanie. Akcja wędziska - do 5 punktów. W tym wypadku ocenia przede wszystkim "dopasowanie" typu akcji do przyzwyczajeń i preferencji wędkarza. Inne cechy - do 5 punktów. Oceniamy tutaj rozwiązania mające wpływ na estetykę i np. bezpieczeństwo wędziska w czasie transportu, jego wymiary po złożeniu, pokrowce i tuby itp. Cechy jakościowe wędziska oceniłem na maks. 55 punktów, zatem cały test może zakończyć się maksymalnie liczbą 100 punktów. Gdyby tak było, można by powiedzieć, że wędzisko pasuje nam w 100 procentach! Jak widać, w tym teście nie ma ani słowa o cenach, chociaż kiedyś zadawałem sobie pytanie, czy dało by się punkty przeliczyć na ceny? Ale ceny, to sprawa wielu innych uwarunkowań i nie przekładają się one na proste zależności. Decyzja odnośnie zakupu zawsze należy do nabywcy. To samo wędzisko bowiem dla każdego z nas będzie warte inną kwotę. Na pytanie, czy wybrane, konkretne wędzisko jest warte żądanej ceny, pozwoli nam odpowiedzieć właśnie powyższy test, oraz oczywiście zasobność naszych kieszeni, a w tej sprawie bezsilne są wszystkie testy, które mimo pozorów nie są zabawą, ale mają praktyczne zadanie. Wg mnie im wynik testu bliższy jest 100 % tym realniejsza cena wędziska. W "Wędkarzu Polskim" w latach 1992-1997 publikowałem wyniki testów wędzisk, a ściślej mówiąc ich części jakościowej. Były to umieszczane w dziale pt. "Kupuj z głową" tabelki z ocenami wędzisk wg takich samych założeń. Publikacja testów wędzisk wzbudziło szereg emocji i zadrażnień. Udało mi się jednak pozostać niezależnym od zakusów różnych "graczy" na rynku wędkarskim, ale w pewnym momencie musiałem zrezygnować z tych kontrowersyjnych publikacji. Publikowane później tabelki już nigdy nie były moim dziełem. Gdy dyskutuje się o wędziskach, zazwyczaj padają pytania typu "które wędzisko jest najlepsze, która firma jest najlepsza". Najczęściej dyskutanci myślą o cechach jakościowych, zapominając, lub wyraźnie niedoceniając najbardziej istotnych dla tych kwestii uwarunkowań, wynikających z faktu, że takim wędziskiem będzie łowił konkretny wędkarz, na konkretnym typie łowiska. Wybranie, czy zakup nawet najlepszego jakościowo wędziska bez rozstrzygnięcia tych dylematów jest po prostu teoretyczną zabawą bez praktycznych i pozytywnych konsekwencji. A więc "na pierwszy ogień" idzie wędkarz, którego cechy paradoksalnie są najważniejszym kryterium wyboru wędziska. To, jakim jest się wędkarzem w zupełności determinuje wybór wędziska. A więc, jeśli potrafi się jak najwyraźniej określić swe potrzeby, jeśli posiada się dostatecznie wysokie umiejętności i możliwości techniczno-motoryczne, pozwalające na posługiwanie się trudnymi i skomplikowanymi metodami i technikami wędkarskimi - wybierze się odpowiednie wędzisko na miarę wiedzy o sobie, jako wędkarzu. Jeśli jego wiedza wędkarska będzie na odpowiednim poziomie, a więc nie tylko ta podstawowa dotycząca sprzętu wędkarskiego, ale również taka, która pozwala na udany wybór taktyki i zachowań na łowisku, na optymalny wybór przynęty, na wyczucie momentu brania i na sposób zacięcia - na pewno wybrane wędzisko spełni oczekiwania. Wówczas pozostanie jeszcze do rozstrzygnięcia sprawa wyboru jakościowego. Ale z uporem powtarzam: najważniejszym miernikiem służącym za podstawę wyboru jest sam wędkarz, a dopiero w następnej kolejności uwarunkowania łowiska itd. Po prostu, jeśli się jest mało doświadczonym wędkarzem, nie uwzględniającym wymienionych zależności, to pomimo posiadania sprzętu nawet najwyższej jakości, jego posiadaczowi będzie się łowić marnie i ciężko, bez przyjemności i oczekiwanych efektów. Chociaż prawdą jest, że łowiąc dobrym sprzętem mamy większą szansę na szybsze nabycie umiejętności technicznych, pozwalających na sukcesy wędkarskie znacznie mniejszym nakładem sił i środków. Umiejętności wędkarza mające największy wpływ na preferencje odnośnie wyboru wędziska, to przede wszystkim umiejętności taktyczne, np. zajęcie właściwej pozycji na łowisku. Pozycji, która pozwoli optymalnie wykorzystać zalety posiadanego sprzętu, w niczym nie pomniejszając efektywności łowienia. Taktyka, to także wybór właściwej metody, wybór przynęt, czasu (pory) łowienia i oczywiście wybór i nastawienie się na połów konkretnego gatunku ryby, biorąc pod uwagę jej najlepszy czas żerowania i pragnienia wędkarza. Każdy z tych aspektów ma swoje konsekwencje, przy wyborze sprzętu. Omówienie tych niuansów zajmuje już kilkaset lat wszystkim autorom światowej literatury wędkarskiej, mającej charakter poradnikowy. I pewnie nadal jest o czym pisać. Dlatego zdobywanie wiedzy wędkarskiej jest najprostszą drogą do właściwego wyboru i nabywania niezbędnego sprzętu. Całe szczęście, że absolutna większość ofert w zakresie sprzętu została zaprojektowana przez ludzi (materiałoznawców, projektantów i konstruktorów) którzy tę najważniejszą wiedzę posiedli i przetworzyli ją we wszystkie, najbardziej typowe wędziska. Jednakże, między bajki należy włożyć dwa pozorne domniemania rozpowszechnione wśród wędkarzy. Pierwsze - że istnieją wędziska uniwersalne, a drugie, że już wszystko w tej dziedzinie wymyślono, czyli wędzisko na każdą wędkarską okazję. Historia metod i technik wędkowania często zatacza koła, eksploatując wielokrotnie najlepsze pomysły naszych przodków, ale za każdym razem z nowymi możliwościami materiałowymi i technologicznymi. Fascynującym przykładem może być porównanie wędziska opisanego w słynnym traktacie z 1496 r. (przypisywanego Lady Julianie Barnes), ze współczesnymi nam "drgającymi szczytówkami". Co się okazuje? Te konstrukcje są bliźniaczo podobne! Jakże więc samochwalczo i śmiesznie brzmią reklamy i marketingowe opowieści "ex-pertów" o nadzwyczajnej nowoczesności popularnych "pikawek". Zupełnie inaczej ma się sprawa z umiejętnościami technicznymi wędkarza, czyli precyzją i celnością "machania kijem", mówiąc kolokwialnie. To po prostu trzeba umieć. Lokowanie przynęty, czy zestawu w dowolnym punkcie łowiska może być jedynie skutkiem umiejętności, a nie przypadku. Długie i celne rzuty w niektórych metodach i technikach, to podstawa sukcesu i tylko wędziska, które to umożliwiają zasługują na nasze zainteresowanie. Jedynie celowy, specjalistyczny trening może spowodować, że nabędziemy tych umiejętności szybciej od wędkarza, który "ćwiczy" je, jak gdyby tylko przy okazji łowienia. Najłatwiej będzie skorzystać z doświadczeń wędkarzy uprawiających sport rzutowy ( patrz: Ryszard Turski - "Wędkarstwo rzutowe" SiT W-wa 1974) w czystej postaci, czyli rzut do tarczy i jego odmiany, przenosząc wyniesione stąd umiejętności i nawyki do praktyki wędkarskiej. Nie jest to proste, bowiem osiągnięcie celności np. na poziomie 3-ch trafień w pięciu rzutach na dystansie 30, czy 50 m (spinningista) do tarczy o średnicy 3 m (z centralnym punktem w postaci pudełka zapałek, które "dają znać", że się trafiło), najlepiej na łące - jest możliwe, ale wymaga cierpliwości, pilności i pewnego samozaparcia. I tu oczywiste jest, że łatwiej nam będzie to osiągnąć przy pomocy wędziska klasowego, a nie byle jakim kijem. Zapanowanie bowiem nad torem lotu wahadłówki czy woblera jest o wiele trudniejsze niż rzut ciężarkiem przez rzutowców, ale tak wyrabia się perfekcjonizm. Po prostu nie ma innej drogi, jak ciężka praca, albowiem praktyka wędkarska i tak nam to skomplikuje jeszcze bardziej. Predyspozycje, czy upodobania wędkarza do jakiejś metody, czy techniki łowienia nie należy mylić z możliwościami psychofizycznymi konkretnego amatora "moczenia kija w wodzie" i jego pewnych zachowań w czasie posługiwania się wędziskiem. Najbardziej spektakularnym przykładem zależności efektów łowienia od naszej psychiki i zdolności reakcji są: po pierwsze - zdolność oddania rzutu w momencie optymalnej kumulacji energii w czasie wymachu wędziskiem, oraz po drugie: sposób holowania dużej ryby, a konkretnie mówiąc, umiejętność wykorzystania możliwości wędziska w czasie tej bardzo emocjonującej operacji, która często wymyka się nam spod kontroli. Potocznie mówi się: "ja lubię wędziska o takiej to, a takiej akcji". Jednym z nas idealne wydają się tzw. "paraboliczne" lub, jak mówią niektórzy, "głęboko uginające się" , co nie jest całkowitą prawdą. Inni zaś preferują o "akcji szczytowej". Coś w tym jest, mimo powszechnego braku pełnego zrozumienia tych terminów, albowiem te upodobania są instynktowną próbą dopasowania sprzętu do naszych możliwości psychofizycznych. Jeśli uda nam się zrozumieć i zapanować nad "mechanizmem" reakcji podczas ewentualnych ćwiczeń, to uda się podczas wędkowania w konkretnych, ekstremalnych sytuacjach udanie posługiwać wędziskami o różnych walorach użytkowych. Jest to jednak - powtarzam - trudne zadanie, ale daje cały szereg możliwości efektywnego łowienia z poczuciem własnych umiejętności i wartości. Instynktowne wybory wędkarza niestety, nie zawsze pokrywają się z zasadami zdrowego rozsądku przy zakupie wędziska. Oto podstawowe sprzeczności, które mają wpływ na nasze możliwości wędkarskie. Przykład pierwszy: wędkarz-spinningista, obdarzony bardzo dobrym refleksem, świetnie postrzegający wszystkie elementy sytuacji w wodzie, co pozwala mu na bardzo szybkie reakcje i "doskonałe" prowadzenie przynęty po z góry zaplanowanym torze; taki wędkarz z reguły wybiera wędzisko o bardzo szybkiej akcji, o ugięciu zbliżonym do tzw. żelaznej paraboli, czyli potocznie określane, jako "szczytowe", "twarde" czy "nieustępliwe. I do tego przeznaczone do przynęt o kilka numerów cięższych niż te, które używa w rzeczywistości, czyli nazbyt lekkich, o mniejszej wadze. No i przynęta pokonuje łowisko w zbyt krótkim czasie po wręcz "kanciastym" torze, który absolutnie nie uwzględnia warunków dna, brzegu, uciągu wody, mniejszych wypłyceń i zagłębień, zmiany tempa i rytmu prowadzenia wskutek naturalnych zawirowań nurtu, a wszystko to powoduje, że taki "speedy" wędkarz posługujący się "szybką " wędką redukuje możliwość brań, przy olbrzymim szczęściu, nawet o 80%, zaś przy jego braku uniemożliwia brania nawet zupełnie. Chyba, że najedzie przynętą jakiegoś zagapionego "leszcza", który nie zdążył zwiać przed szarżującą obrotówką, czy woblerem. Gdyby ten wędkarz wybrał wędzisko o wolniejszej akcji i o ugięciu miękkim, progresywnym, a masę przynęty dostosował do zakresu podanego na wędzisku (lub odwrotnie), to jego szanse na branie wzrosłyby o 30, a może i 50%. I drugi, skrajny przykład, gdzie wędkarz, przysłowiowe "ciepłe kluchy", wybiera jeszcze jedną "kluchę" czyli wolno reagujące wędzisko, o bardzo głębokim ugięciu, powodując sytuację wręcz odwrotną, ale tylko pozornie. Bo, niestety, skutki takiego wyboru będą bardzo podobne. Otóż drapieżniki przeważnie atakują sztuczne przynęty pod warunkiem, że wędkarz prowadząc je, nada im cechy "życia", czyli umiejętnie je poprowadzi. Choć brań w tym wypadku będzie więcej, ale i zaczepów także, a więc jedynie bilans emocji się poprawi, wyraźnie natomiast ubędzie nam przynęt. A i efektywny czas łowienia się skróci, kiedy pierwszy zaczep wypłoszy z łowiska wszystkie ryby, najgodniejsze naszej uwagi. I na koniec muszę przytoczyć jeszcze jeden humorystyczny przykład. Wyobraźmy sobie wędkarza, "metr pięćdziesiąt w kapeluszu", czyli typowy "konus", na co dzień trenujący tężyznę fizyczną za biurkiem, załatwiając rozmaite akta, kiedy znajdzie się nad brzegiem dużej szybko płynącej rzeki z wędziskiem spinningowym długości 3,30 m do 80-cio gramowych przynęt, wykonującego np. trzechsetny rzut w pogoni za byle jakim drapieżnikiem. Twierdzę, że raczej nie dociągnie do tylu rzutów, ale na 100% "złowi" ból kręgosłupa, "łokieć tenisisty", czy znajomego stojącego niebacznie obok. Zaś wędkarzowi postury i siły Pudzianowskiego nie należy fundować przyjemności posługiwania się "patyczkiem" do 5-gramowych przynęt z żyłką 0,10, bowiem "krach" jest absolutnie pewny i to w pierwszej bardziej emocjonalnej sytuacji. Wniosek jest prosty: nasze możliwości fizyczne rządzą także wyborem sprzętu, bez względu, czy nam się podoba, czy nie. Cechy łowiska Oczywiście cechy łowiska wymuszają bardzo różne rozwiązania sprzętowe i będą one determinowane przez rodzaj przynęty lub konkretną metodę i technikę wędkowania. Podstawowe zależności tego typu pominę zupełnie, bowiem niemal 100% tych uwarunkowań uwzględnili producenci wędzisk i innego sprzętu szykując ofertę rynkową swoich firm. Skoncentruję więc nasze rozważania wokół zależności nieco mniej widocznych na pierwszy rzut wędkarskiego oka i często nie docenianych nawet przez średnio zaawansowanych "moczykiji". Ale muszę podkreślić, że dylemat, jaką metodą, jaką techniką, czy jakim typem przynęty zamierzamy łowić musi zostać rozstrzygnięty w pierwszej kolejności, albowiem nie ma wędzisk uniwersalnych na tyle, aby dało się skutecznie łowić tylko jednym typem wędki, każdą metodą i techniką, chociaż istnieje parę przypadków, że jakieś wędzisko można zastosować w kilku sytuacjach wędkarskich. Oczywiście, na pewno lepszym, bardziej optymalnym rozwiązaniem, będzie posiadanie kilku specjalistycznych, zaprojektowanych przez producentów wędzisk, przynajmniej do najbardziej różniących się metod wędkowania. Zatem wędkarzom pozostają do rozstrzygnięcia następujące kwestie: jaką powinniśmy wybrać długość wędziska? I do jakiego ciężaru i typu przynęty służyć będzie wędzisko, w warunkach najczęściej odwiedzanego przez nas typu łowiska i spodziewanych tam trudności technicznych? Ale chyba najważniejsze cechy łowiska określają żyjące tam ryby, które spodziewamy się zainteresować naszą przynętą. Dlatego producenci bardzo często starają się nazywać swoje specjalistyczne, czy też quasi specjalistyczne wędziska nazwami wskazującymi na ich przeznaczenie: np. sandaczowe, szczupakowe, łososiowe, czy też okoniowe itd., ale często okazuje się, że tak samo brzmiących przeznaczeń ich cechy użytkowe są bardzo różne i do skutecznego łowienia np. sandacza niezbędne są, co najmniej trzy wędziska o zupełnie innych cechach, wręcz przeciwstawnych. Często również pojawiają się w ofertach firm określenia wędzisk typu: "do łowienia na miękkie przynęty, do łowienia woblerami, do łowienia kogutami", a więc konkretnymi typami przynęt w ramach jednej metody wędkowania. Zdarzają się jeszcze serie wędzisk spinningowych, gdzie długość wędziska w sposób typowy jest zestawiona z masą przynęty na zasadzie, im dłuższy spinning tym większa masa przynęty. Takie rozwiązanie wskazuje na dwie podstawowe sprawy. Na pewno tak skonstruowane wędziska niewiele mają wspólnego z nowocześnie pojmowaną techniką łowienia i powstały z myślą o niezbyt zaawansowanym technicznie wędkarzu, wręcz tradycjonaliście. Niesie to cały szereg ograniczeń, właśnie pod kątem doboru do cech łowiska, np. krótsze egzemplarze z takiej serii będą się nadawały głównie do łowienia z łodzi lub pomostów, natomiast dłuższe ograniczą nam wybór przynęt do wąskiego zakresu, podobnie zresztą, jak i bardzo krótkie. Znacznie większe szanse na prawidłowe dostosowanie do wymogów łowiska oraz pozostałych czynników będą miały te wędziska spinningowe danej serii, w której każdy z zakresów masy przynętowej jest prezentowany przez kilka długości wędziska. Pozwala to wędkarzowi na zajęcie lepszych pozycji na łowisku, większą swobodę taktyczną i nie ograniczy możliwości wędkarza tak bardzo, jak wędzisko o tradycyjnym zestawieniu długości z masą przynęty. Ale takie wyzwanie podejmują jedynie firmy znające się na rzeczy i nie nastawione na masówkę. . Pozwala to wędkarzowi na zajęcie lepszych pozycji na łowisku, większą swobodę taktyczną i nie ograniczy mu możliwości tak dalece jak wędzisko o tradycyjnym zestawieniu długości z masą przynęty. Praktycznie niewielu wędkarzy tak szczegółowo analizuje i zastanawia się, jakim wędziskiem będzie łowić i w konsekwencji wybierają swoją ulubioną długość i zakres przynęt w dwóch warunkach łowienia czyli przy łowieniu z brzegu (i ewentualnie brodząc wzdłuż burty) oraz z łodzi. Czasami jeszcze komponuje się specjalny zestaw na ekstra okazje, np. na łowienie łososi i troci, czy klenia i jazia w warunkach dużej rzeki lub pstrąga w niewielkich i szybko płynących ciekach. Oczywiście, takie racjonalnie podejście do tego problemu nie powoduje optymalnego rozwiązania wszystkich sytuacji związanych z cechami łowiska. Ograniczenia z tego powodu naszych możliwości taktycznych i technicznych, częściowo rekompensuje nam nasza sprawność w posługiwaniu się własnym, doskonale znanym i wielokrotnie wypróbowanym sprzętem. Bo tak już jest, że w znakomitej większości sytuacji nasza sprawność wędkarska zależy nie tylko od klasy i możliwości sprzętu, ale w równym stopniu od treningu i przyzwyczajeń wędkarza. Oczywiście o efektywności czyli sensie stosowania jakiegoś typu sztucznej przynęty decyduje łowisko i jego warunki, a więc i jego zasobność w ryby poszczególnych gatunków. Np. stosowanie tzw. "paprocha" z delikatnym wędziskiem i cienką żyłką będzie bez sensu na bardzo zarośniętej wodzie, mimo że na pewno żyją w niej różnych rozmiarów okonie. Ciężkie woblery i cała metoda trollingu będzie zupełnie nieprzydatna na niewielkiej, czy zupełnie płytkiej wodzie, mimo, że mogą żyć duże okazy szczupaka. Na głębokich łowiskach i w rzece, gdzie istnieje szybki uciąg wody praktycznie niemożliwe jest łowienie wędziskami potocznie nazywanymi "kluska", czyli o głębokim ugięciu. Możliwość zapanowania za pomocą takiego wędziska nad torem prowadzonej przynęty zostaje zredukowana prawie do zera. Takich sytuacji jest wiele i wiedza o nich należy do kanonu umiejętności wędkarza spinningisty. Problem polega więc na rozpoznaniu swoich potrzeb, wynikających z uwarunkowań łowiska, a następnie na wyborze wędziska optymalnego do danej sytuacji. Oczywistym jest, że w praktyce nie mamy możliwości wyboru na każde łowisko innej wędki, którą w dodatku nie zawsze będziemy umieli sprawnie się posługiwać. Takie rozwiązania istnieją tylko w teorii, czyli np. w bardzo dobrym podręczniku wędkarskim. Zdrowy rozsądek podpowiada dwie drogi do sukcesu. Pierwsza, to specjalizacja, czyli łowienie przez większość czasu poświęconego wędkowaniu jakimś wariantem techniki spinningowej. Takie rozwiązanie ma wiele uroków i może być bardzo dobrą drogą do osiągnięcia wysokiego poziomu umiejętności. Ponadto specjalizacja pozwoli ograniczyć arsenał wędzisk do trzech, czterech klasowych egzemplarzy. Druga droga, to właściwie brak konkretnej drogi, bo mówię o szukaniu pozornie wszechstronnego wędziska, a ponieważ takowe nie istnieje, sprawa kończy się zazwyczaj na wyborze jednego typu wędki, często wręcz na jednym wędzisku, które w miarę przyzwyczajanie się do niego zyskuje miano "doskonałego", najlepszego na świecie, czy po prostu dopasowanego do naszego sposobu spinningowania. Niestety, jest to kierunek do nikąd, bowiem pozostajemy głusi na nowe osiągnięcia praktycznej wiedzy na ten temat i nie rozwijamy naszej wędkarskiej sztuki, nie zdobywając nowych doświadczeń. Tak postępują ci z nas, którzy łowią często na jednym typie łowiska, albo bardzo rzadko wędkują z braku czasu i nie dostrzegają zupełnie potrzeby konfrontowania własnej wiedzy z osiągnięciami innych, otwartych na postęp w tej dziedzinie. Cdn. Jan Marek Kochański aQCVo. 185 170 440 240 95 253 286 110 365

czytać w rzece rozumieć ryby